Winnica Golesz

Burcząca piwnica



Jasielski producent nie ma szans na sprzedaż swego dobrego, wytrawnego wina. Przepisy nie pozwalają.

Pewna pani, aby dobrać się do zapasów winiarskiej piwnicy Romana Myśliwca, użyła prostego podstępu. Podała się za dziennikarkę, która chce przeprowadzić wywiad. Od początku liczyła, że po wizycie, na pożegnanie otrzyma butelkę wyśmienitego wina.
Inne osoby też niecierpliwie kręcą się koło winnicy Golesz, która powoli zdobywa nie tylko ogólnopolską sławę. Ba, jeden ze znawców rzeczy powiedział niedawno, że wino z piwnicy Myśliwca jest bodaj najlepsze w Polsce... Nic więc dziwnego, że niektórzy skłonni są na różne sposoby przechytrzyć właściciela winnicy, byle tylko coś uszczknąć z płynnych skarbów głęboko ukrytych w piwnicy.
Prawdopodobnie nie dochodziłoby do takich sytuacji, gdyby Roman Myśliwiec mógł swoje wino zwyczajnie sprzedawać. Wtedy kupiłby je sobie każdy, kto by chciał. Ale wciąż nie jest to możliwe. Sytuacja wręcz groteskowa: piwnica winnicy Golesz powoli zaczyna puchnąć od zapasów, lecz niewiele można z nimi zrobić.
Za ciężkimi drzwiami, w chłodnej przechowalni, stoją w karnym szeregu szklane gąsiory. W środku różnokolorowa zawartość, ale unosząca się w powietrzu charakterystyczna woń nie pozostawia żadnych wątpliwości: tutaj jest wino. Jesienią, jak określa pan Roman, cała piwnica... burczy. To odgłos powszechnej w tym miejscu fermentacji. Obok gąsiorów znajdują się jeszcze dwa wielkie stalowe zbiorniki...
- Nie mogę skonsumować tych ilości sam z rodziną czy przyjaciółmi - rozkłada bezradnie ręce Myśliwiec. Swoim winem co pewien czas obdarowuje znajomych, szczególnych gości, lecz inni, którzy są poza tym kręgiem, mogą o jego winie tylko poczytać. Sytuacja taka irytuje samego właściciela. Jeśli w najbliższym czasie nic się pod tym względem nie zmieni, skieruję skargę do trybunału w Strasburgu.
Miałby wtedy strasburski trybunał sprawę bardzo osobliwą: pretensje polskiego winiarza dyskryminowanego przez bezduszne prawo.

Konkurencja dla bełta

Roman Myśliwiec, lat 58, jest niezwykłym przypadkiem. Absolwent technikum chemicznego, wielki miłośnik gór i wspinaczek,zajmował się w latach 80. handlem. Jeździł po towar na modne wtedy Węgry, a zupełnie przy okazji zainteresował się widzianymi tam winnicami. W branży winiarskiej zaczął próbować szczęścia w 1982 r., na 40 arach ziemi położonej pod Jasłem, na południowo-wschodnim stoku kilkanaście metrów powyżej Wisłoki. Niedaleko ruin legendarnego zamku Golesz. Większą ilość krzewów, odmian Bianca i Perła Zali, posadzili zaprzyjaźnieni winiarze węgierscy. Uprawy Myśliwiec uczył się z rosyjskich i słowackich podręczników.
W ciągu 20 lat stał się w Polsce autorytetem w dziedzinie uprawy winorośli i wyrobu wina. Największy rozgłos zapewniły samoukowi z Jasła prace doświadczalne, których wyniki publikował później w kilku książkach lub ogłaszał w programach edukacyjnych TVP. Jedna z książek, napisana razem z Bolesławem Sękowskim, "101 odmian winorośli do uprawy w Polsce", we wrześniu 2001 r. otrzymała prestiżową nagrodę Międzynarodowego Instytutu Promocji Wina i Winiarstwa w Paryżu.
Wyniki badań Myśliwca zadają kłam twierdzeniu, że w Polsce, ze względu na klimat, nie da się wyhodować winorośli, z owoców których możliwe jest zrobienie średniej klasy europejskiej wina, takiego jak choćby francuskie. Tyle że niemal o połowę tańszego. Przykład właściciela upraw spod Jasła udowadnia, że wiele rejonów, nie tylko południowozachodnich, nadaje się u nas do zakładania winnic, a Polska może być krajem winem płynącym.

Niestraszne mrozy

-Dotychczas uprawa opierała się u nas na standardowych odmianach winorośli europejskiej, Vitis vinifera, o późnej porze dojrzewania, wymagającej ciepłej, słonecznej i suchej jesieni - mówi Roman Myśliwiec. - O tego typu warunki w naszym klimacie jest trudno.
Wyniki wieloletnich prób w moim gospodarstwie wykazały, że do uprawy w Polsce najlepiej nadają się mieszańce międzygatunkowe, czyli krzyżówki winorośli właściwej z różnymi gatunkami amerykańskimi. Dzięki prowadzonej na szeroką skalę hodowli odpornościowej w wielu krajach typowo winniczych, mamy do dyspozycji wiele odmian odpornych na mrozy i choroby grzybowe, a jakość owoców jest porównywalna z odmianami winorośli europejskiej. Dobrze pasują do naszego klimatu. Takie odmiany jak Bianca czy Sibera, można uprawiać bez ochrony chemicznej.
W swoim gospodarstwie Myśliwiec sprawdził na dwóch hektarach około 200 odmian. Jedne dawały lepsze efekty, inne gorsze. Winiarz posegregował je według przydatności w Polsce. Z eksperymentów wyszło, że co najmniej 8 rodzajów winorośli świetnie nadaje się do uprawy w cieplejszych regionach kraju - na skalę towarową.
Nie do wszystkich jeszcze dotarła ta prawda. Na przykład dr Jerzy Lisek, naukowiec sadownik ze Skierniewic, nieustannie twierdzi: "Warunki klimatyczne w Polsce nie sprzyjają rozwojowi uprawy polowej winorośli, natomiast wszelkiego rodzaju osłony poprawiają warunki cieplne i pozwalają na uprawę wielu odmian na terenie całego kraju".
- Nie wiem, może dr Lisek miał na myśli delikatne uprawy na wino deserowe, ja natomiast doświadczalnie sprawdziłem, że wybrane odmiany przerobowe nie wymagają osłon. W mojej winnicy tylko średnio co 5 - 6 lat notowane są na tyle duże mrozy, że mają wpływ na wielkość plonowania. A każdej zimy zdarza się, że jest u mnie około 20 stopni mrozu, zaś w 1986 r. zanotowałem minus 34 stopnie...
Myśliwiec słowa zamienia w wino. Nie tylko teoretyzuje, ale jest przede wszystkim praktykiem. Wie już na przykład, iż znakomite białe wino można zrobić z wyhodowanych w Polsce odmian winorośli typu Bianca, Muskat odeski, Sibera albo Hibernal. Wie, bo sam to sprawdził. Wino czerwone bardzo dobrze udaje się z odmian Rondo, Wiszniowyj Rannij, Leon Millot.
- Teraz próbujemy innych odmian: Merzling, Jutrzenka, Biona. Początek zapowiada się bardzo obiecująco - oznajmia pan Roman.

Wino dziwnie smutne

Obserwatorzy poczynań Romana Myśliwca powiadają, że przesuwa on geograficzne granice winiarstwa w Europie i rozprawia się z mitem, że w Polsce można dobrze zrobić co najwyżej spirytus z ziemniaków.
- W okolicach Zielonej Góry do końca II wojny światowej uprawiano jeszcze winorośl, ale głównym powodem upadku tej działalności w naszym kraju było właśnie nieodpowiednie dobranie odmian i uzyskiwanie słabych rezultatów - podkreśla Roman Myśliwiec. - Jak ktoś mawiał, po winach z Zielonej Góry nie można było być wesołym...
Pan Roman w swoich opracowaniach wyodrębnił regiony w Polsce, w których mogłyby funkcjonować winnice. Regiony te położone są na południe od linii łączącej Gorzów Wielkopolski i Chełm Lubelski. Nazywają się: Nadodrze-Zielona Góra, Przedgórze Sudeckie, Jura Krakowska, Pogórze Karpackie, Powiśle Sandomierskie. Polska ma szansę dołączyć do innych krajów, w których tradycje winiarskie nie są tak bogate, jak np. na Węgrzech, Ukrainie, w Mołdawii, Bułgarii, Francji, Hiszpanii lub we Włoszech, ale zaczynają się liczyć w tej branży. Wszak coraz większe uznanie zdobywają wina angielskie, belgijskie, luksemburskie i maltańskie. Ostatnio w warszawskich sklepach można było kupić wino z RPA.
Chociaż w Polsce działa kilka organizacji i stowarzyszeń winiarskich, Roman Myśliwiec jest poza nimi, a bliżej współpracuje tylko z krakowską Akademią Wina. Twierdzi, że nie chce swoim nazwiskiem firmować idei, z którymi się nie zgadza. - Chcę postawić na jakość, a nie na ilość. Działalność winiarska powinna być, moim zdaniem, prowadzona na najwyższym poziomie tak, by uzyskać przyzwoity wyrób. Nie interesują mnie wielohektarowe uprawy, z których robi się tanie wino typu "sikacz". To prawda, że za butelkę mojego wina trzeba byłoby zapłacić około 20 zł, ale ono miałoby już klasę. Ja nie chcę za wszelką cenę dostosowywać się do gustów masowego odbiorcy, lecz próbuję na te gusty mieć wpływ, kształtować je. Fakt, trudno w tym przypadku liczyć na szybkie zyski, ale wierzę, że w perspektywie są możliwe. W świecie mamy nadprodukcję wina, lecz taniego, słodkiego.
Jasielski winiarz stawia na solidność i cierpliwość. - Żeby wino wlać do butelki, powinno poleżeć z rok, półtora. Nie trzeba się spieszyć. Wtedy wino wytrzyma bez konserwantów.
Roman Myśliwiec największe uznanie ma dla wina wytrawnego, dla niego prawdziwe wino to napój powstały w wyniku fermentacji moszczu z winogron, a nie z innych owoców. Nie może się nadziwić, że obowiązująca w Polsce ustawa zezwala producentom dolać do moszczu aż 20 proc. wody. To ma być wino?!

Zakorkowana korkownica

Wyroby z piwnicy Myśliwca ciągle nie mają szans na sprawdzenie się na rynku. Pan Roman jest zdania, że w czasie, gdy zauważa się zwiększone zainteresowanie winiarstwem w kraju, problem ten będzie dotyczył coraz więcej osób.
Co prawda ustawa winiarska z 1997 r., znowelizowana 25 lipca 2001 r., nie ogranicza ilości wyprodukowanego wina domowym sposobem na własny użytek (za Bieruta mogło to być maksymalnie 100 litrów), ale gdyby ktoś chciał wprowadzić go do obrotu - rodzinnym piwnicom przepisy nie dają szans. - Potrzebne jest zezwolenie, lecz aby je uzyskać, trzeba stoczyć bitwę z wymogami sanepidu, Państwowej Inspekcji Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych oraz Urzędem Kontroli Skarbowej - informuje Roman Myśliwiec.
On tę bitwę stoczył. I przegrał. Szybko się okazało, że przepisy ustawy pomyślane są wyłącznie dla dużych, przemysłowych wytwórni win. - Na przykład wymaga się, by moja piwnica posiadała laboratorium analityczne ze specjalistycznym sprzętem, żebym zatrudniał w nim wykwalifikowanego pracownika. To byłby koszt około 20 tysięcy zł. A ja robię wino klasycznymi, znanymi od stuleci, metodami. W tej technologii potrzebne są trzy oznaczenia, które można wykonać za pomocą prostych narzędzi, na skraju małego stolika.
Pan Roman próbował obejść ten przepis i - wzorując się na rozwiązaniach w innych krajach - badania surowca zlecał zakładowemu laboratorium firmy "Pektowin" w Jaśle. Nic z tego nie wyszło, wkrótce zabroniono mu tych praktyk. Odwołanie od decyzji było nieskuteczne.
Nie wydaje się też panu Romanowi, aby w czymkolwiek pomocne mu były wymagane w ustawie: linia technologiczna do rozlewania wina (zawsze robi to ręcznie), automat do mycia butelek (ręcznie też można), oddzielny magazyn oraz obiekty socjalne, łącznie z szatnią i dodatkową ubikacją.
- W Polsce niezwykle trudno kupić sprzęt do wyrobu wina. Brakuje pras do winogron, filtrów, młynków z oddzielaczem szypułek itp. Część drobniejszych urządzeń sprowadziłem z Moraw, przez granicę przewiozłem je jako turysta, reszta wymagała odprawy. Jeśli urządzenie ma atest zagraniczny, to pół biedy, jeśli nie, należy wszcząć kosztowną procedurę w celu jego otrzymania. Polski atest korkownicy kosztuje 300 - 400 zł. Sama korkownica warta jest 150 zł.

Winiarze w Strasburgu?

Roman Myśliwiec przekonuje, że jeśli przepisy się zmienią na korzyść rodzinnych gospodarstw winiarskich, na wielu zboczach odłogujących dzisiaj pól pojawią się winnice - nowa szansa dla ubożejących rolników. Niektórzy mogą łączyć winiarstwo z agroturystyką. To już wypróbowany w innych krajach pomysł na zarobek.

Właściciel winnicy Golesz jest współautorem projektu ustawy winiarskiej, dającej podstawy prawne dla działalności winiarskich gospodarstw rolnych, które obiorą za cel produkcję win gronowych z własnego surowca. Proponuje się, by zwolnieni z obowiązku starania się o zezwolenie na produkcję i sprzedaż byli winiarze wytwarzający wino na lokalny rynek i sprzedający je we własnym gospodarstwie, przy rocznej wielkości produkcji do 60 tys. litrów. - Warto pamiętać, że najlepsze wina na świecie powstają bardzo często w niewielkich gospodarstwach winiarskich - przypomina pan Roman.
Zainteresowani problemem winiarze poszukują w kręgach rządowo-parlamentarnych swego lobby, na razie niczego nie można z góry przesądzać. - Jeżeli nic z tego nie wyjdzie, cierpliwie trzeba będzie czekać na wejście Polski do Unii Europejskiej. Wówczas ja osobiście wystąpię ze skargą do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, ponieważ jako winiarz polski chcę być traktowany na równi z winiarzem z Francji czy Austrii. Chcę mieć takie same prawa jak oni. Tylko, niestety, długo to będzie wtedy trwało.

Boskie porównania

Właściciel winnicy stał się w ostatnich latach sławny. W kronice, którą prowadzi, można znaleźć liczne na jego temat publikacje. Któryś z autorów jako pierwszy zatytułował swój tekst Dionizos z Jasła (Dionizos - starogrecki bóg ekstazy i wina). I stało się. Teraz, przeglądając wszystkie publikacje, widzi się niemal identyczne tytuły: "Dionizos spod Jasła", "Jasielski Dionizos", "Mówią o nim: Dionizos z Jasła"...
Pewna nieco rozmarzona autorka z satysfakcją stwierdziła, że tak naprawdę wiele się zgadza; nawet ta broda, którą nosi Roman Myśliwiec, sprzyja - według niej - boskim porównaniom.
Mimo tej sławy jasielska władza na razie nie dostrzega Dionizosa. Gdzie indziej jego całkowicie unikatowa winnica traktowana byłaby jak wielka atrakcja turystyczna, okazja do promocji miasta lub powiatu. A w Jaśle cisza. Nikogo nie interesuje ani Dionizos, ani to, co on robi. Być może sytuacja się kiedyś odmieni, bo akurat w dniu wizyty reportera Roman Myśliwiec odebrał telefon ze starostwa.
Któryś z urzędników przypomniał sobie o jego istnieniu.

Dobrze jednak wiadomo, kiedy władza bardziej pamiętałaby o Dionizosie. Wtedy, gdyby zupełnie nieopatrznie sprzedał ze swej piwnicy choćby jedną butelczynę wina. Wbrew panującemu prawu. Pewnie już następnego dnia siedziałaby władza na jego spracowanym karku.

Wiesław Ziobro
Dziennik Polski

SADZONKI WINOROŚLI
oferta na wiosnę 2024


WINA Z NASZEJ WINNICY

ABC zakładania
winnicy


Droga do własnej
winnicy


NOWE KSIĄŻKI
www.roman-mysliwiec.pl
akademiawina.org
© Winnica Golesz 2024